Mity o frankowiczach i na ich temat narosły od kilku lat. Co banki wymyślają, aby obronić się przed odpowiedzialnością? Czy frankowicze są rzeczywiście poszkodowani, czy tylko naciągają banki? Ile jest winy banków w całej aferze frankowej, a ile konsumentów? Czy kredyt złotówkowy był naprawdę droższy od frankowego? Kto zyskał, a kto stracił na frankach?
Spis treści
Wiele jest pytań i problemów jeszcze nierozwiązanych w sprawie kredytów frankowych. Tam gdzie jest tajemnica, tam pojawiają się także mity i niedopowiedzenia. Postaramy się odpowiedzieć na przynajmniej niektóre pytania, opierając się na suchych faktach – niezależnie i nie stojąc po żadnej stronie. Na początku jednak przytoczmy kilka obiektywnych danych statystycznych. Na koniec 2019 roku w Polsce było 786,62 tys. kredytobiorców, z czego 5,1% stanowili frankowicze. W tym samym czasie suma kredytów wynosiła 130,5 mld zł, w tym 19,6% to kredyty indeksowane lub denominowane. Ogółem było 1,65 mln kredytobiorców, z czego 5,9% stanowili frankowicze. Liczba kredytów indeksowanych (frankowych) w 2016 roku wynosiła ogółem 520,81%, a w 2019 roku spadła o około siedemdziesiąt tysięcy do 451,63 tysięcy.
Tak prezentują się statystyki. Wynika z nich jasno, że z jednej strony frakowicze nie dominują bankowych portfeli kredytowych, a z drugiej zaś strony nie są to pojedyncze przypadki i stanowią realną grupę, zwłaszcza pod kątem kwoty kredytów stanowią niemal 20%.
Kredyt we franku kredytem złotówkowym?
Przede wszystkim należy jeszcze raz podkreślić, chociaż ta informacja przebija sięz wielu opracowań i artykułów fachowych, to nadal w użyciu potocznym uważa się, że frankowicze zaciągali kredyty walutowe. Błąd! Kredyty indeksowane do waluty obcej, jaką jest frank szwajcarski są kredytami złotówkowymi – udzielanymi, wypłacanymi i spłacanymi w złotych polskich.
W złotówkach drogo i nie dla każdego?
Kolejny mit, powtarzany szczególnie często przez frankowiczów: kredyt złotówkowy nieindeksowany był nieosiągalny. To tylko częściowa prawda. Kredyty hipoteczne niewaloryzowane były w latach 2005-2011 dużo droższe i mniej dostępne. Ale prawda leży po środku. Kredytobiorcy, ze względu na wysokie wymagania związane ze zdolnością kredytową i kosztem klasycznego kredytu złot ówkowego w tamtym okresie, zwyczajnie rezygnowali z inwestycji. Banki, aby ograniczyć ryzyko kredytodawcy stworzyły bardzo dobrze skonstruowany (z ich ekonomicznej perspektywy) produkt finansowy – kredyt indeksowany walutą obcą. Należy zwrócić uwagę, że w ówczesnych realiach (2005 rok – rok po wstąpieniu Polski i krajów środkowowschodniej Europy do Unii Europejskiej), nie było jasnych przepisów zakazujących jednoznacznie stosowania klauzul indeksacyjnych. Ponadto frankowicze – co trzeba przyznać, wykazywali ogólnie olbrzymie zainteresowanie zaciąganiem kredytów hipotecznych. Natomiast kredyt złotówkowy wymagał wysiłku obu stron, bank musiałby bardziej zaryzykować i mniej zarobić, kredytobiorcy byliby zmuszeni do ograniczenia kwot kredytowych, zwiększenia wysiłku celem poprawy zdolności kredytowej. Kredyt indeksacyjny stawał się więc swoistym remedium dla obu stron umowy. Potwierdzeniem powyższej tezy jest analiza porównawcza kredytu złotówkowego i kredytu indeksowanego, z której jasno wynika, że kredyt klasyczny złotówkowy jest dużo tańszy
z uwagi na brak tzw. ryzyka przeszacowania.
Klauzula indeksacyjna – co poszło nie tak?
Jednakże trzeba jasno podkreślić – banki od razu zaoferowały kredyty frankowe, ale nawet zakładając, że klauzula indeksacyjna była ówcześnie dopuszczalna w obrocie, to i tak umowy zawierały zapisy nieprecyzyjne, chociażby brak jasnego kreślenia waluty zadłużenia. Bardzo często pojawiał się w umowach zapis o saldzie zadłużenia indeksowanym do waluty CHF. Powyższe stanowi też powód nazywania tych kredytów walutowymi, co jak już wyjaśniliśmy jest błędne.
Kolejne naganne działanie banków dotyczyło zarabiania na tzw. sprejach walutowych
i ukrywanie kosztów indeksacji. Te ostatnio włączano do bieżącego salda zadłużenia
i odsetek.
Czy kredyty frankowe były aż tak opłacalne dla frankowiczów?
No i tutaj trzeba przyznać, że radość kredytobiorców była niezwykle krótka i ograniczała się jedynie do momentu uruchomienia kredytu. Natomiast banki wiedziały (jako podmioty profesjonalne), że na klauzulach indeksacyjnych zarobią, podobnie zresztą banki musiały wiedzieć o ryzyku walutowym i prawdopodobieństwie wzrostu kursu franka szwajcarskiego. To, jak uważają eksperci waluta stabilna… we wzroście.
Odfrankowienie, czy się opłaca?
Problematyczna wydaje się być kwestia przewalutowania. W ogóle uściślijmy, w którym momencie w kredycie waloryzowanym pojawia się obca waluta? Nie jest to, jak już wyjaśniliśmy kredyt walutowy, ale złotówkowy uzależniony od kursu waluty obcej, ponieważ saldo zadłużenia jest indeksowane za pomocą wartości, jaką jest właśnie kurs franka szwajcarskiego.
Natomiast jeżeli ma już dojść do przewalutowania, czyli tak naprawdę do usunięcia klauzul indeksacyjnych z umowy, to wartość zadłużenia bezapelacyjnie powinna być ustalona według kursu walut z dnia uruchomienia kredytu. To jest jedyne uczciwe rozwiązanie. Tutaj należałoby przyjrzeć się ugodom, jakie banki oferują frankowiczom. Nie jest to zdecydowanie dla nich korzystne.
LIBOR czy WIBOR – jak to jest po odfrankowieniu?
Wielu ekonomistów i ekspertów bankowych uważa także, że niedopuszczalne jest zastąpienie miernika LIBOR 3M automatycznie miernikiem WIBOR 3M, a jednocześnie zastosowanie LIBORU bez indeksacji uważana jest za niedorzeczność i aberrację. W tym miejscu należy przytoczyć wyrok Sądu Najwyższego z 29 października 2019 roku (IV CSK 309/18), gdzie Sąd odfrankowił umowę kredytu przy jednoczesnym zastosowaniu wskaźnika LIBOR 3M.
Frankowicze nie spłacają kredytów?
Kolejne przekłamanie dotyczy niespłacania przez frankowiczów zobowiązań – to nieprawda, potwierdza to raport Narodowego Banku Polskiego na temat stabilności sektora finansowego. Znikomy procent kredytów frankowych nie jest obsługiwany.
Frankowicze pogrążą banki?
To powtarzany przez wszystkich bankowców banał. Mówi się, że frankowicze zatopią polskie banki, utrudnią zaciąganie nowych kredytów, a kondycja polskich banków bardzo ucierpi. Po pierwsze banki mają od dawna świadomość, że frankowicze będą składać pozwy przeciwko nim. To dało im czas na zbieranie funduszy rezerwowych na wypłaty. Po wtóre banki otrzymały z tytułu klauzul indeksacyjnych niespotykany do tej pory zastrzyk gotówki.
I na koniec, gdyby banki rzetelnie podeszły do problemu i proponowały odfrankowienie na uczciwych warunkach, to gros frankowiczów nie podejmowałoby ryzyka procesu, a co za tym idzie, banki nadal zarobiłyby na kredytach frankowych tylko bez zysku z klauzul indeksacyjnych.
Proces z bankiem się nie opłaca. Czy aby na pewno?
Ostatni mit, jaki narasta wokół frankowiczów, i który należy wyjaśnić, to sprawa kosztów procesu frankowego. Oczywiście jeszcze raz podkreślamy, szukajcie rzetelnej kancelarii, takiej, która poinformuje Was o ryzyku i kosztach – bo oczywiście (!) takowe istnieją. Natomiast musicie wiedzieć, że koszt płacenia nienależnych bankowi opłat z tytułu klauzul abuzywnych zawsze będzie większy niż koszt procesu.