Jaki wpływ mają stopy procentowe i kurs walut na kredyty frankowe – ogromny, to wie każda osoba zainteresowana problemami frankowiczów. Ale dlaczego te dwa wskaźniki są aż tak ważne? Co więcej, od czego one zależą? Czy kursy walut da się prognozować? A jeżeli tak, to jakie zależności należy brać pod uwagę? Co będzie z inflacją w 2021 roku?
Spis treści
Kredyty indeksowane do waluty obcej, tak zwane kredyty frankowe były udzielane przez banki, pomimo tego, że już w 2006 roku zwrócono się do ówczesnej Komisji Nadzoru Bankowego (KNB, poprzedniczka Komisji Nadzoru Finansowego KNF) o wydanie negatywnej rekomendacji, aby ich zakazano. Co ciekawe, ani ówczesne zarządy banków, ani wielu polityków z ówczesnej partii rządzącej nie widziało zagrożenia w tym produkcie finansowym. Zagrożenia, które powstały dla wszystkich podmiotów funkcjonujących na rynku finansowym, bo jak widzimy to dzisiaj, skutki tamtych posunięć odczuwają przede wszystkim frankowicze i banki, ale także inni klienci banków, którzy nie są bezpośrednio związani z tym produktem.
A wystarczyło przecież uważnie prześledzić najnowszą historię bankowości, by wiedzieć, że w Europie i na świecie kredyty waloryzowane do waluty obcej nie sprawdziły się i wywołały destabilizację systemów finansowych w poszczególnych państwach, jak na przykład we Włoszech. Tam właśnie w latach dziewięćdziesiątych banki masowo udzielały kredytów nie frankowych, ale waloryzowanych do marki niemieckiej. Niestety po ówczesnej denominacji lira kredytobiorcy znaleźli się w jeszcze gorszej sytuacji niż polscy frankowicze. Podobne zresztą mechanizmy działały, czy raczej powinniśmy powiedzieć – nie działały w Austrii, czy Australii, jeżeli spojrzy się na problem globalnie.
Kurs franka szwajcarskiego
Frank szwajcarski to rzeczywiście bardzo stabilna waluta. Na tyle stabilna, że kiedy w świecie dzieje się coś niedobrego, wybucha kryzys, jak ten z 2000 roku, czy w 2010 (kryzys grecki), to wszyscy inwestorzy, jak jeden mąż, zapatrują się we franki szwajcarskie i skupują je. Stabilność i pewność tej konkretnej waluty jest swego rodzaju utrapieniem dla szwajcarskiej gospodarki, dlatego też tamtejszy bank centralny cały czas stara się osłabiać tę walutę, ale nie zawsze robi to skutecznie.
Kredytobiorcy decydujący się na zadłużenie we franku szwajcarskim narazili się więc na podwójne ryzyko związane ze stopą procentową i kursem walutowym. Kurs walut jest nieprzewidywalny, można go prognozować, ale z dużą dozą błędu i wyłącznie krótkoterminowo. Wiadomym jest, że na sytuację na rynku kursów walut wpływ ma wartość dolara amerykańskiego. Jeżeli dolar drożeje, to frank tanieje, jeżeli natomiast dolar spada, to spada także euro, a jak euro, to i złoty.
I tak patrząc na problem trudno zarzucić bankom, że świadomie zachęcały klientów do brania kredytów frankowych, bo wiedziały, że kurs franka wzrośnie. Bo to twierdzenie oznacza, że banki już w 2005 roku wiedziały, że będą dwa, a właściwie biorąc pod uwagę ostatni kryzys pandemiczny, to trzy tąpnięcia na rynku gospodarczym. Natomiast banki świadomie nie informowały szerokiej opinii publicznej, że jeżeli już jakiś kryzys się zdarzy, to kurs franka raptownie poszybuje w górę.
W przypadku kredytów frankowych jednak największą bolączką, zdaniem wielu ekonomistów były spready, czyli różnice kursu sprzedaży waluty ustalane w sposób arbitralny przez banki, a sięgające czasami nawet 10%.
LIBOR w umowie frankowej
LIBOR jest to międzybankowy koszt pieniądza, wskaźnik który określa jego wartość na rynku międzywalutowym w przeciwieństwie do WIBORU, który dotyczy złotego. Problem
z LIBOREM jest jednak podwójny, bo z jednej strony niektóre sądy wydając dzisiaj orzeczenia w sprawach frankowych lekceważą ten wskaźnik i w sposób dowolny, wręcz oderwany od praw ekonomiki, zamieniają w umowach kredytowych na WIBOR. To trochę tak, jakby kredytobiorca nadal kupował francuskie don perignon za cenę taniego wina owocowego znad Wisły. Jest to absurd. Z drugiej zaś strony, wskaźnik LIBOR znika
z obiegu z końcem 2021 roku i będzie musiał być czymś zastąpiony. Będzie to zapewne wskaźnik SARON, (ang. Swiss Average Rate Overnight). To jednak stawia pod wielkim znakiem zapytania unieważnienie, czy uzupełnienie umów frankowych o nowy wskaźnik.
Sąd Najwyższy pod presją
Frankowicze, jak do tej pory mają dobre doświadczenie z Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który jest zwolennikiem interesów konsumenckich, a nie banków i widać to wyraźnie analizując jego decyzje i wyroki.
Podobnie od czasu sławnej sprawy Dziubak przeciwko Reiffeisen na polskich frankowiczów patrzą także krajowe sądy, co widać po ostatnich orzeczeniach, kiedy to kredytobiorcy wygrywają, a gros umów jest umarzane. Kwestia rozliczeń również w większości spraw, póki co, jest rozpatrywana po myśli frankowiczów.
Jednakże Sąd Najwyższy w przyszłości może już nie okazać się tak wyrozumiały, ponieważ musi on spojrzeć na całą sytuację en bloc, to znaczy wziąć także pod uwagę sytuację ekonomiczną kraju i cenę, jaką poniosą za naprawę krzywd frankowiczów inni konsumenci, na przykład kredytobiorcy złotówkowi obecni i przyszli. Poza tym zapaść sektora bankowego odcisnęłaby się bardzo negatywnie na inwestycjach globalnych w skali kraju, a na to nie chce pozwolić wielka czwórka: Komitet Stabilności Finansowej, Narodowy Bank Polski, Ministerstwo Finansów i Bankowy Fundusz Gwarancyjny, które tworzą olbrzymie lobby na rzecz jak najłagodniejszego rozwiązania problemu frankowiczów. Na przykład za pomocą mediacji, czy zawierania ugód z bankami.
A ryzyko rozmontowania systemu bankowego jest duże. Jeżeli frankowicze zgarną całą pulę, to szacuje się straty sektora bankowego na nawet 240-255 mld złotych! Jeśli doszłoby do serii ugód i przewalutowań kredytów, to strata sięgnęłaby kwoty około 35 mld złotych, co banki pewnie zaakceptowałyby, jako mniejsze zło.
Jeżeli jednak orzeczenie Sądu Najwyższego będzie nie po myśli banków, to trzeba się liczyć
z tym, że będą one walczyć do końca, a to znacząco wydłuż procesy frankowiczów.